Ból, przerażający ból dzień w dzień ogarnia całe moje ciało. Biała sala otacza mnie każdego ranka. Multum lekarzy przychodzi i pyta "Czy boli?". Śmieję się im w twarz.
"To nowotwór" - wyrok, który zmienił całe moje życie o równe 180°.
Nikt nie przychodzi, bo przecież "Ona sobie poradzi". Tak łatwo im to mówić. "Wierzymy w ciebie, dasz radę". Te słowa już nie wystarczają. Znikacie za każdym razem, kiedy was potrzebuje, no ale przecież "Ktoś musi wyżywić rodzinę". Za to mnie nikt nie nakarmi już miłością, nadzieją, zdrowiem. Nikt nie przytuli, po rozmawia, da sens życia.
Popadam w depresję z każdym dniem, minutą, sekundą.
Powiedz mi dla kogo mam żyć? Dla siebie? Och, nie! Lepiej żyć dla statystyk, że medycyna jest tak rozwinięta, że coraz mniej osób umiera na raka.
Śmierć jest fajna, ma ładny, przytulny pokoik, ale jest tam też korytarz, na końcu, którego są drzwi, ale jeszcze nie są otwarte dla mnie.
Jeszcze nie czas.
Proszę ją, otwórz mi, chcę żyć normalnie, być zdrowa, ale w raju. Kręci głową "Raj jest na ziemi, zapamiętaj słonko" .
Śmierć to mój przyjaciel, kochanek, mąż. A i tak nie pozwala mi zamieszkać u siebie.
To nic. Ja i tak powolutku umieram, i już niedługo mój, drogi będziemy razem.
___________________________________
Tak więc jest prolog. Liczę na szczerą opinię :) Będzie ktoś czytał?
ŚWIETNE! Uwielbiam takie dramaciki :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ;)
Świetne ! Co tak mało komentarzy ?
OdpowiedzUsuńhttp://nowe-opowiadanie.blogspot.com/